A teraz czas na gorącą relację z porwania i... latania. Jak do tego doszło - nie ma sensu zastanawiać się. Doszło. A wiec zaczynamy.
Plaża. Konkretnie Chałupy - knajpka Piekarnia. Godzina 16.00. Pan Tomek zaczyna robić zamieszanie i mówi: to tak! Wy jedziecie busem a wy jedziecie ze mną. Później dojeźdzają do nas wszyscy. I bedzie fajnie. Wy robicie ujęcia z helikoptera. A wy z wody.
I jak powiedział tak się stało. Zabrał nas: mnie i Pawła do samochodu a nasza ekipa ruszyła z kierowcą busem. I tak woził nas przez godzinę mniej więcej na przestrzeni 100 metrów - dodam tylko, że samochodem, bo przecież nogami to za wielka odległość. Az zobaczył, że zaczynam się lekko denerwować. Niestety w tym czasie nie dzwoniłam do naszej ekipy - tej co miała być na morzu.
Ale do rzeczy - w końcu zawiózł nas na lotnisko - tam czekał na nas wściekły pilot. Niestety nie wsiedliśmy jeszcze tylko musieliśmy kolejne 45 minut czekać. I żeby nabrać tempa - ujmę to tak : kiedy wznieśliśmy się w niebo - okazało się, że nie mamy leku wysokości i jest fajnie. I to fajnie trwało 10 minut. Później zaczęłam mieć dość latania w te i wewte za 2 statkami. Nie widziałam na nich naszej ekipy. I to dało mi do myślenia. W końcu usłyszłam, że bedziemy tak jeszcze latać pół godziny a lataliśmy już pół. Nie czekając na nic powiedziałam tylko: jest mi niedobrze. Pan pilot - zawrócił pojazd lotniczy i wylądowaliśmy. Myślałam, że to koniec atrakcji. Niestety ... Jak zadzwonilam do ekipy tej co miała być na morzu a nie widziałam jej, usłyszłam: ależ kochana jesteśmy na morzu, na tym statku ale pod pokładem i płyniemy do Gdańska... Opadły mi ręce. Nie umiałam już nawet zrobić głupiej miny jak usłyszłam, że w naszym kierunku płynie ponton z jakimiś kobietami. Reszta wieczoru była przy tym już tylko dodatkiem.
A to relacja Gosi. Ona była na statku i widziała to tak:
A zaczęło się tak pięknie...
W Jastarni wsiedliśmy na imponujący jacht: luksus, milionerzy, wspaniałe
kobiety, przystojni surferzy, drogie wino. No żyć nie umierać. Nagraliśmy
program, zwiedziliśmy jacht, podjedliśmy winogronek i chcieliśmy
wrócić na ląd. Ale tu czekało nas zaskoczenie! Motorówka, która
nas dowiozła na jacht, zabrała na podkład surferów i piękne dziewczyny,
zrobiła w tył zwrot i zniknęła na horyzoncie. Zostaliśmy sami na
jachcie wartym 2 miliony euro z załogą mówiącą tylko po francusku...
i płynęliśmy do Trójmiasta. Troszkę (mówiąc delikatnie) nas to
zaniepokoiło, bo w przeciągu godziny mieliśmy być w Chałupach,
gdzie Paula i Wieśniak mieli prowadzić naszą imprezę. Wszelkie próby
negocjacji z kapitanem zakończyły się porażką. Statku nie zawrócił.
Byliśmy skazani na 3-godzinny rejs w odwrotnym od pożądanego przez
nas kierunku...
Jest pięknie!!!
O to nasza Niebudząca Skojarzeń i Paweł operator!!!
Słuchaj... gdzie my płyniemy?...
A co tam ... nie mam jak montować - będę w takim razie kręcił:)
Paula nawet w sytuacji awaryjnej jest piękna:)
Gosi też dopisywał humor:)
Ok, fajnie jest ale brzegu nie widać!
A naszym hostessom to nie przeszkadza - one zawsze błyszczą obojętnie czy to plaża czy pokład:)